I miejsce - E. Maj i J. Psujek

I miejsce - E. Maj i J. Psujek

Strona główna Młodzież Podstrony I miejsce - E. Maj i J. Psujek

Nie chciałam iść do zakonu

 

 

Szukając odpowiedzi na pytanie: "Czym jest powołanie.?" udałyśmy się na Krakowskie Przedmieście w Lublinie. Próbowałyśmy podjąć rozmowę z wieloma osobami duchownymi lecz tylko kilka było w stanie poświęcić nam kilka chwil aby choć trochę przybliżyć nam istotę powołania.

Pierwszą osobą, którą spotkałyśmy i poprosiłyśmy o udzielenie odpowiedzi na kilka pytań była siostra z Zakonu Nazaretanek. Pytając o to czy siostra czuła powołanie od zawsze czy to przyszło z czasem, usłyszałyśmy:


"To napewno nie było od zawsze, to było raczej w zupełnie drugą stronę. Nie chciałam iść do zakonu i wtedy nigdy w życiu bym nie pomyślała, że zakon stanie się moim drugim domem. Byłam najzwyklejszą dziewczyną na świecie, jak milion innych dziewczyn - spotykałam się ze znajomymi, przechodziłam pierwsze upadki w życiu osobistym, pierwsze rozczarowania miłosne. To był okres mojego buntu przeciwko całemu światu, próbowania wszystkiego co nowe i zakazane, okres mojego poszukiwania celu życia. Moja taka pierwsza przemiana nadeszła gdy miałam 16 lat - wtedy to właśnie przeszłam głębokie nawrócenie, dostałam od Pana Boga łaskę nawrócenia, ale napewno nie myślałam o życiu zakonnym. Moją całą uwagę i skupienie przesłoniły marzenia o tym aby założyć rodzinę, mieć wymarzony dom, żeby rozwijać się intelektualnie, dlatego też po maturze poszłam na studia prawnicze. Moje nastawienie do życia zakonnego zmieniły 3 ważne wydarzenia, które stały się nieodłącznym elementem mojej drogi do powołania. Po pierwsze w okresie wakacji spotkałam dawnego kolegę, który był typem dyskotekowicza i chłopaka, którego zawsze spotykało się z piwem w ręku i byłam zaskoczona, kiedy powiedział mi, że idzie do seminarium - to był dla mnie szok, że Pan Bóg kogoś takiego powołuje, bo zawsze wydawało mi się, że osoby powołane to ludzie z pierwszych ławek w kościele, a już napewno nie myślałam w takich kategoriach o sobie. Przez parę lat śpiewałam w chórze i pan, który ten chór prowadził wziął mnie po maturze na rozmowę i kazał zapamiętać jedno ważne zdanie: "Nie to jest w życiu najważniejsze czy ja pójdę na taki czy taki kierunek studiów, ale to czy ja będę zbawiona czy nie." Analizowałam te słowa niejednokrotnie i wtedy po raz pierwszy zaczęły się moje rozważania nad moją drogą życia, ale wciąż studia były moim jedynym i najważniejszym celem. Pierwszy rok studiów to był czas, kiedy korzystałam z przywileju 'życia studenckiego' spotykając na swojej drodze wielu wspaniałych ludzi i wszystko szło właśnie w tym kierunku. W tym okresie ważną rolę odegrała książka Paula Coelha, która może miała nie wiele wspólnego z powołaniem, ale mówiła o tym, że każdy człowiek ma swoje miejsce w życiu, i że od tego miejsca nie można uciec. Od tamtej pory zaczęły się do mnie dobijać różne głosy, można powiedzieć, że wtedy taka lawina się uwolniła - usłyszałam takie mocne dobijanie się do serca, że to co robię to nie jest najwłaściwsza droga, ale ja tego absolutnie do siebie nie dopuszczałam, stwierdziłam, że się do tego kompletnie nie nadaję i że to nie jest moje miejsce. To był czas największej walki z moim powołaniem, bronieniem się od tego. Próbowałam nawet uciekać przed tym, wyjeżdżając do kuzynki żeby po prostu nie być sama na stancji i nie mieć czasu o tym myśleć, bo to było dla mnie przerażające, nie wyobrażałam sobie jak ja powiem o tym moim rodzicom, ale z każdą taką moją wątpliwością i próbą ucieczki dostawałam od Boga coraz więcej znaków. Ta walka trwała długo ale w końcu spasowałam, stwierdzając, że i tak z tym nie wygram. Na początku wstąpiłam do zakonu pod pretekstem, że udowodnię Panu Bogu, że to nie jest moje miejsce, ale to mi się nie udało, ponieważ z każdym rokiem coraz bardziej Bóg przekonywał mnie coraz bardziej, że to jest ta droga i że to jest moje miejsce. A ja dorastałam do tego stopniowo, aż w końcu doszłam do wniosku, że sama tego chcę i, że to jest najlepsze co Pan Bóg mógł mi dać od życia."


Kolejną osobą, która zgodziła się z nami porozmawiać był ojciec Wojciech z Zakonu Dominikanów. Zapytałyśmy go wprost: "Co to jest powołanie.?", po chwili usłyszałyśmy następującą odpowiedzieć:


"Dla mnie powołanie to jest jakieś zainteresowanie, zakochanie, hobby. Coś co chodzi za Tobą i nie daje Ci spać, tak samo gdy chłopak zakocha się w dziewczynie i nie może przestać o niej myśleć. Ma to charakter pozytywny i w żaden sposób nie pokrywa się z istniejącą opinią na temat kapłaństwa, że jest to poświęcenie życia dla innych, czy jakaś wielka ofiara. Może w mniejszym stopniu ale na pewno nie całkowicie zrezygnowałem ze swoich przyzwyczajeń – wciąż lubię jeździć rowerem, pływać, czy udać się sam na kilkudniową wycieczkę do lasu z namiotem na plecach.


Moje powołanie zaczęło się już od najmłodszych lat – moi rodzice byli wierzącymi praktykującymi i za ręce i nogi ciągnęli mnie do kościoła. Wszystko mnie tam fascynowało i wzbudzało moją ciekawość. Od zawsze moje plany szły w tym kierunku i pamiętam jak w 2 klasie podstawówki nauczycielka pytała kim kto chce zostać w przyszłości i ja bez zastanowienia powiedziałem „Ja chcę zostać księdzem”. Po tym wszystkim koledzy oczywiście wymyślili mi odpowiednie przezwisko i wciąż słyszałem różne komentarze, ale to mnie kompletnie nie wzruszało i wciąż zostawałem przy swoim. W 3 klasie ksiądz poprosił mnie abym służył do mszy, ale wymagało to ode mnie dużego poświęcenia, ponieważ msza odprawiana była po łacinie a ja tego kompletnie nie rozumiałem i musiałem spędzać wiele godzin z książeczką w ręku aby to wszystko nadrobić. Służenie do mszy strasznie mi się podobało, zacząłem w to wszystko wrastać – można powiedzieć, że stało się to nieodłączną częścią mojego życia. Brałem udział w każdym wydarzeniu, które miało miejsce w kościele- nawet zwykłe wymiatanie kurzy nie mogło odbyć się bez mojej obecności. Z racji tego, że od 5 klasy uczyłem się w szkole muzycznej gry na fortepianie, w wyjątkowych sytuacjach zastępowałem organistę, a już od 7 klasy grałem regularnie na niedzielnych mszach.


Ważnym momentem w moim życiu było spotkanie jednego z nieżyjących już Ojców Dominikanów, który w pewnym sensie zaimponował mi swoją postawą i nastawieniem do życia. To właśnie dzięki niemu zacząłem myśleć o życiu zakonnym. W niedługi czas po tym wstąpiłem do Zakonu Ojców Dominikanów w Lublinie.


W czasie mojej czterdziestojedno letniej posługi kapłańskiej zajmowałem się wieloma rzeczami, takimi jak prowadzenie katechezy w szkole podstawowej, średniej oraz na studiach, jak również sprawami społecznymi za które zostałem wyróżniony Złotym Krzyżem zasługi za pracę dla społeczności Lublina od samego Prezydenta Kaczyńskiego. Po za tym zajmowałem się naprawą organów, czy konserwacją obrazów – innymi słowy żadnej pracy się nie bałem, a swoim powołaniem i optymizmem do kapłaństwa staram się zarazić wszystkich napotkanych ludzi.”


Kończąc naszą pracę, chciałybyśmy podsumować to słowami jednej z sióstr zakonnych, która nie mogąc udzielić nam wywiadu w pośpiechu i z uśmiechem na twarzy powiedziała, że „Powołanie to dar od Boga, to Jego nawoływania, na które trzeba powiedzieć po prostu TAK.” 


pracę przygotowały: Joanna Psujek i Emilia Maj z klasy 4 DT.